Płynów micelarnych, w tym tych wyjątkowo skutecznych, czyli dwufazowych, używam jedynie do usuwania resztek makijażu po delikatnym mleczku do usuwania makijażu, zmywania mocnego makijażu oczu i ust (długotrwałe pomadki matujące, jak ta od Maybelline), chociaż i tak potem wszystko dokładnie zmywam te produkty z twarzy. Nie chcę ryzykować i podrażniać (czy narażać na zapychanie) mojej wrażliwej cery, która polubiła się bardziej z dedykowanymi jej mleczkami z Mixy. Płyn micelarny z Nivei kupiłam pod wpływem chwili, kiedy skończył się mój poprzedni. Skusił mnie różowy kolor i obietnica, że płyn zawiera wodę różaną, a ja bardzo lubię róże, zarówno w pielęgnacji, jak i jako kwiaty. Produkt nie był też przesadnie drogi i ma sporą pojemność (400 ml to, jak na moje zużycie, bardzo dużo). Opakowanie nie odznacza się niczym wyjątkowym. To plastikowa, prześwitująca butelka, przez którą widać zużycie produktu. Na przedniej stronie znajduje się również prześwitująca nalepka z niebieskim logo firmy i niebiesko-różowymi napisami, a także małym srebrnym paskiem na dole. Jedyną grafiką jest tutaj różowy kwiat róży. Nalepka na drugiej stronie jest biała - na niej niebieską czcionką wypisano działanie, spodziewane efekty, jakie można uzyskać, oraz skład produktu. Butelka jest zamykana szaro-srebrnym korkiem - po jego odkręceniu znajduje się wydrążony w plastikowej obudowie mały otwór, przez który wydobywa się płyn (pozwala na precyzyjne dozowanie produktu i dzięki niemu, kiedy nawet korek będzie źle zakręcony, zawartość butelki nie wyleje się tak szybko) Jest to bardzo przeciętne opakowanie, niewyróżniające się niczym szczególnym od innych tej marki i nie tylko. Sam płyn również wygląda zwykle: jedna z faz jest biała, druga - różowa. Przed użyciem należy obie je zmieszać, by skutecznie umyć twarz, w pełni wykorzystując możliwości kosmetyku. Płyn na waciku ma kolor lekko różowawy; pachnie lekko, nienachalnie czymś, co można określić jako chemiczny zapach kojarzący się jednak z różą. Ma oleistą konsystencję (co w tym przypadku nie jest raczej niczym dziwnym) i właśnie takie nieco kleiste, oleiste uczucie pozostawia na skórze. Płyn wydaje mi się dość wydajny (ale może moja ocena jest związana z tym, że używam go tylko do miejscowego zmywania makijażu albo oczyszczania jego resztek) - jeden wacik wystarcza mi w zupełności. Produkt dobrze, w mojej ocenie, domywa skórę. Nie potrzeba go wiele, by skutecznie oczyścił zarówno lekki makijaż (krem BB, puder, bronzer do konturowania), średnio zastygający podkład czy "cięższy", wieczorowy (zastygający podkład, puder, rozświetlacz, bronzer do konturowania, róż oraz scalający makijaż lekki puder rozświetlający). Dobrze radzi sobie także z zmywaniem zastygających pomadek matowych (takich jak słynna ze swojej trwałości Maybelline SuperStay Ink, Rouge Velvet Ink od Bourjois, pomadki Sephory i inne) - nie trzeba szorować wacikiem ust, co może przecież prowadzić do różnych podrażnień, ani zużywać bardzo dużo produktu. Jednak zmywanie nim makijażu z twarzy wiąże się z powstaniem na niej dość oleistego, nieprzyjemnego filmu na twarzy. Owszem, skóra wydaje się nieco gładsza, jednak myślę, że o nawilżeniu i ukojeniu, o których pisze producent na opakowaniu, nie może być mowy, zresztą - myślę - nie warto oczekiwać tego od płynu micelarnego. Mam wrażenie, że skóra nieco dusi się pod warstwą płynu (a przynajmniej jest to bardzo nieprzyjemne uczucie), dlatego od razu po demakijażu przecieram twarz tonikiem, a potem czyszczę żelem z szczoteczką do twarzy. Dopiero wtedy moja skóra jest czysta i ukojona. Mimo obietnic na opakowaniu, że płyn nadaje się również do demakijażu oczu, nie odważyłam się go tam użyć. Stosuję tam inny, przeznaczony do tego celu produkt. Co więcej, mam wrażenie, że płyn lekko podrażnia moją wrażliwą cerę - po nałożeniu go, moja skóra lekko piecze (szczególnie kiedy w miejscach, gdzie zdarza się jakaś otwarta niedoskonałość). Nie jest to uczucie bardzo silne, niemniej jednak dość niepokojące - na opakowaniu producent wyraźnie twierdzi, że produkt jest dla "każdego typu cery", w tym również wrażliwej. Na szczęście, nie doprowadziło to do większych podrażnień, albo zapchania. Skład jest, w mojej ocenie typowy dla płynów micelarnych, szczególnie w tym zakresie cenowym - mamy tu detergenty, a deklarowana woda różana znajduje się na dziesiątym miejscu, więc nie ma jej dużo w składzie. To jeden z tych płynów micelarnych, które raczej powinniśmy zmywać po demakijażu i używać jedynie do tego celu (szczerze mówiąc, nie rozumiem idei zostawiania płynu micelarnego, szczególnie dwufazowego, na twarzy po zmyciu makijażu czy przecierania lub mycia nim twarzy rano). Myślę, że zawsze warto mieć przy sobie płyn dwufazowy, szczególnie jeśli ktoś - tak jak ja - lubi matowe, zastygające pomadki. Jednak oferta tychże jest bardzo szeroka, tak, że nie wiem, czy kupię ponownie akurat ten z Nivei, szczególnie że ma w sobie sporo minusów (i nisko w składzie wodę różaną) które raczej nie zachęcają do ponownego sięgnięcia po niego.